Moja przygoda z miniaturami zaczęła się jakieś dziewięc lat temu w USA i trwała nieprzerwanie aż do narodzin naszego synka cztery lata temu. Przerwa była długa, bo najpierw młodym trzeba się było zajmować, potem weszła mi w paradę praca poniekąd chałupnicza i piekielnie czasochłonna, ale to hobby to jest jak odnawiający się świąd i od jakiegoś czasu łapki mnie po prostu swędzą, żeby znowu zacząć. Nabyłam nawet ostatnio opiekacz do modeliny (czekam na przesyłkę), bo w mojej kuchence piekarnik jest dead, a jakoś nie uśmiecha mi się używanie piekarnika halogenowego do modeliny i do jedzonka. Zresztą do modeliny powinien być oddzieny tak czy siak.
Mam już koncepcję na nowy projekt i nawet już zaczęłam. Wybrałam już domek spośród tych przywiezionych z USA. To Allison firmy Artply. Wygląda tak:
Na dole będzie księgarnia z miejscami do poczytania, na górze kuchnia i salon, a na poddaszu pomieszczenie dla kotów z drzewkami, zabawkami itp. Kolorystykę wnętrz mam już z grubsza obmyśloną, chociaż jeszcze się waham nad rodzajem podłóg. No i nie mam jeszcze pomysłu co do wyglądu elewacji zewnętrznej.
Nareszcie zanosi się na to, że będę miała przynajmniej kilka godzin w tygodniu, żeby pozajmować się tym,co kocham i nie mogę się doczekać.
A wracając do historii, to idąc na rozmowę w sprawie pracy dojrzałam na wystawie sklepu w okolicach Union Square w Nowym Yorku przepiękne domki. Oczywiście, ceny jak podejrzewałam znacznie przekraczały moje możliwości. Ale ziarno zostało zasiane, a elementem sprzyjającym było posiadanie męża modelarza, który akurat wrócił do hobby i wieczory spędzał na tej swojej dłubaninie. Oj, nosiło mnie, no i wreszcie zaczęłam szukać w sieci. Ku mojemu zdumieniu, nabycie relatywnie taniego i prostego do zlożenia domku okazało się sprawą zasadniczo prostą. I co więcej, zaparłam się, że sama go zbuduję, no i udalo się. Dumna z niego byłam jak nie wiem, a potem potoczyło się już swoim torem: kolejne roomboxy i domki, zajęcie drugiego miejsca w konkursie zorganizowanym przez czasopismo "American Miniaturist", a nawet sprzedaż własnoręcznie robionych miniatur na eBayu. I moja scenka (przy tytule bloga) podobno była opublikowana w "Miniature Collector", ale nie udalo mi się kupić tego numeru pisma, więc wiem to tylko od znajomej miniaturzystki. A, i było jeszcze mnóstwo swapów, które uważam za po prostu genialny sposób na zdobycie cudnych, jedynych w swoim rodzaju miniaturek. Fajnie by było skrzyknąć polskie miniaturzystki i zorganizować jakiegoś comiesięcznego swapa. Byłoby fajnie. No a potem była przerwa, niestety. Teraz wracam do hobby, pełna entuzjazmu i zapału.
Witaj,
OdpowiedzUsuńz wielką przyjemnością będę zaglądać na Twojego bloga. Na razie przeczytałam tylko pierwszy wpis, ale zamierzam to szybko nadrobić i dodać tu trochę komentarzy.
P.S. Pomysł comiesięcznego swapa wśród polskich miniaturzystek bardzo mi się podoba. Zgłaszam się na ochotnika;)
Pozdrawiam serdecznie,
Arestrea