Witajcie na moim blogu!

Miniatury to wspaniałe hobby.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Tym razem nie o miniaturach

Tak sobie myślę, że może warto czasami napisać o czym innym, hehe... aczkolwiek związki pozostają.
Dzisiaj rano wrócilismy z mlodym z kolejnego wypadu weekendowego, mozliwego dzięki portalom zakupów grupowych. Nie, nie, nie zamierzam tu niczego reklamować, raczej podzielić się wrażeniami.
Z Suchej przywiozłam sobie zresztą jedną miniaturę, figurkę konia (podobiznę tego z fontanny sprzed Karczmy Rzym w Suchej Beskidzkiej), bryloczek co prawda, ale skala idealna, będzie z niego super figurka.

Jestem ostatnio fanką i to zagorzałą zakupów grupowych, i muszę przyznać, że jeszcze ani razu się nie rozczarowałam. Dla mnie podstawową zaletą tzw. gruponów jest fakt, że trafiam fajną ofertę, kupuję i potem już tylko muszę sie zorganizować czasowo i finansowo, żeby pojechać, bo inaczej kupon przepada. Inaczej, jakbym miała planować taki wyjazd, to począwszy od wyboru miejsca poprzez znalezienie lokum po termin... wszystko trwałoby wieki i w efekcie nic by z tego nie wyszło. A tak w przeciągu ostatnich kilku miesięcy spędziłam prawie tydzień w Poznaniu, potem weekend (na zaproszenie znajomych, których poznaliśmy przy okazji pierwszego pobytu!!!), potem 9 dni w Krakowie z dwoma noclegami w Zakopcu, potem weekend w Darłowie i teraz weekend w Suchej Beskidzkiej.
Owszem, kasa idzie, ale na przykład za kupon na pobyt w Suchej zapłaciłam 200 zł, za 2 noclegi i 2 śniadania dla 2 osób. Do tego bilard i ping pong za friko. Ale, ale... Doba hotelowa zaczyna się o 14.00, my byliśmy na miejscu o 9.00 rano i nie tylko mogliśmy się zameldować, ale jeszcze dostaliśmy śniadanie. Było super. W efekcie mieliśmy trzy śniadania i to pyszne, obfite, z sokiem jabłkowym dla młodego. Hotel wysokiej klasy, jedzenie bardzo dobre, jedyny minus to pewne ograniczenia w dostepnie do neta. Polecam Hotel Monttis w Suchej Beskidzkiej. Gdyby nie Fastdeal.pl nigdy bym tam pewno nie pojechała, a warto było.
Polska oferuje nam mnóstwo pięknych miejsc do odwiedzenia. Trzeba tylko chcieć i umieć z tego skorzystać. mnie to ostatnio zafascynowało. Do tego poznawanie kolejnych miejsc, a każde z nich tak inne i tak specyficzne.
I tak Poznań ze swoim uporządkowaniem, typowo poznańskim, tam wszystko jest proste, najlepiej widac to po komunikacji. Potem Kraków, niby podobny, a jednak inny. Poznań jest miastem dzisiaj z przeszłością wpisaną w tę dzisiejszośc, podczas gdy Kraków to raczej przeszłość "napisująca" się na wspólczesności. W Poznaniu przeszłośc stanowi tło, natomiast w Krakowie to osnowa, baza i sedno. To, co tu piszę, zrozumie zapewne tylko ten, kto był w obu tych miastach.
A potem Darłowo... tak naprawdę smutne i szare. Jedynie Darłówko Wschodnie i Zachodnie bronią się przed tym smutkiem nawet poza sezonem, kiedy są praktycznie wyludnione i opustoszałe. Spacerując po cichych, opustoszałych uliczkach można sobie wyobrazić gwar panujący tu w sezonie. Ale prawdę mówiąc, sezon nad morzem to chyba nie dla mnie. Wolę nasze morze właśnie takie "po-sezonowe", z opustoszałą plażą, ciche i spokojne. A jednak ta częśc miasteczka ma coś w sobie. Darłówko poza sezonem jest... dziwne i tajemnicze, ale jakoś nie chcę tam chyba jechac w sezonie, mogłabym stracić cały sentyment, jakim obecnie darzę to miasteczko.
No i teraz Sucha. Kolejne miejsce, ktorego jakoś nie planowałam odwiedzać, ale samo wyszlo. Dzięki zakupom grupowym, lol. Urzekł mnie urok Beskidów, cisza i majestat tych w sumie niewielkich wzgórz. na dodatek mieszkaliśmy w naprawdę fajnym hotelu.
No to tyle jeśli chodzi o moje wrażenia, lol.
Na przyszły miesiąc planuję wypad do Szklarskiej Poręby.

sobota, 5 listopada 2011

Praca nad domkiem idzie rzutami

Ano na to wygląda, długi przestój, a potem jak siadam to jadę na całego, lol.
Zabrałam się wreszcie za drugą salę księgarni i jest już praktycznie skończona, brakuje mi jeszcze jednego lub dwóch elementów.
Ponownie, regał skonstruowałam przed wklejeniem go do wnetrza, zapełniłam pólki i dopiero potem wylądował w środku. Oczywiście, sowy są wszechobecne.



Pod oknem znalazł się stoliczek z pozycjami specjalnymi (Tołstoj i Harry Potter, hehe).

Ksiegarnia stała się nareszcie ciepłym, przytulnym miejscem, gdzie można w spokoju poczytać.


Z drugiej strony koncentrujemy się na bardziej geograficznie-zorientowanych tematach, typu mapa, miniatura zamku, globus...

Księgarnia "Pod Śnieżną Sową" zaczyna naprawdę tętnić życiem.
A na górę wprowadził się teraz student, z czego wniosek, że właścicielka księgarni wynajmuje mieszkanie nad księgarnią, a sama w nim nie miaszka.

Także w księgarni trochę się zaludniło:



Wneytrze mojego domku jest juz bardzo bliskie ukończenia: kilka drobiazgów na kocim strychu i sypialnia to wszystko, czego mi brakuje.
Potem juz tylko zewnętrzna kosmetyka, no i ogród oczywiście:))))

Podróże kształcą

Owszem, a na dodatek moga być zaskakująco owocne, jesli chodzi o miniaturki. W Poznaniu co prawda jakoś nic nie upolowałam, ale za to pobyty w Krakowie i Darłowie uważam za niezwykle owocne. W Krakowie po pierwsze trafiłam smoka wawelskiego na krysztale, ktory już rezyduje w moim domku (zdjęcia w poprzednim poście), ale dodatkowo upolowałam prześliczne, trochę pokraczne naczynka.



Darłowo, ku mojemu zaskoczeniu, okazało się jeszcze bardziej twórcze, lol. Co prawda w październiku Darłowo i Darłówko są niemal wymarłe, ale morze nadal piękne i porywające, każdego dnia inne. No i mimo niewielkiego ruchu, i tak upolowałam kilka fajnych miniatur, hehe, pomijając kolekcję pięknych otoczaków uzbieranych na plaży, które będą idealne do miniaturowego ogrodu.
Chyba najbardziej jestem zadowolona z drewnianych gitar i jednej bałałajki (bryloczki), ktore są naprawdę cudne.



Równie fajnym zakupem są figury kapitanów statku i kutra.

No i oczywiście nie moglo zabraknąć stateczka w butelce, lol.


Trafiłam też kilka slicznych muszli w idealnym rozmiarze.




 

środa, 12 października 2011

postępy

Po bardzo długim  okresie miniaturowego marazmu wreszcie udalo mi się co nieco zrobić. Żadne wielkie halo, ale kroczek po kroczku, tak?

Salonik wzbogacił się o powiewną firaneczkę.

Oraz o nowego mieszkańca, pamiętkę z wakacji w Krakowie, czyli o słodką figurkę smoka wawelskiego (w Krakowie nabyłam też cztery śliczne naczynka miniaturowe, gliniane, takie bardzo "byle jak zrobione", ale cudne).


 W kuchni też wreszcie zrobiłam roletę na drugim oknie, lol.
 Kosz wypełniony został sałatą mojej roboty.
 No i nareszcie powstało poddasze stanowiące "kocie lokum". Nie jest jeszcze gotowe, bo brakuje tam kuwety, misek, kociego "drzewka" itp. Ale mamy już siatkę do wspinaczki i nawet małego "alpinistę". Chińska figurkę kota, mamę z kociaczkiem w legowisku (karto plus ładny papier). No i kocura zadowolonego z siebie, lol.
 Tu widać lepiej kocura  (jego ostateczna lokalizacja nie została jeszcze zdecydowana) a za nim widać leżaneczkę dla kotów.
No i to by było na tyle póki co. Acha, poddasze sypialne też juz powstało, ale zdjęcia będą później. Na razie ma podlogę i dach twozrący ścianę. Kolorystyka nostalgiczna. Wyszło trochę niskie, co oznacza konieczność stworzenia wyrka specjalnie na potrzeby tego projektu, lol, bo wszystkie przeze mnie posiadane są zwyczajnie za wysokie.

sobota, 9 lipca 2011

Radosnej twórczości ciąg dalszy

Ano, znowu doszło to i owo (po angielsku mi się dzisiaj niestety nie chce pisać, lol).
Okna uzyskały nieco kwiecia od zewnątrz.



Poza tym dorzuciłam kilka drobiazgów w kuchni.


Zrobiłam też roletę na mniejsze okno w kuchni.
Roleta jest zrobiona z tej samej chusteczki do decoupage, co obrus.
Także w saloniku dorzuciłam kilka bibelotów, w tym inspirowaną Art Deco lampką w kształcie dłoni trzymającej kulę oraz rozrzucone na stole notatki, którymi powinna zajmować się nastolatka czytająca zamiast tego gazetę.